Autor Wiadomość
Makoto
PostWysłany: Nie 17:54, 31 Gru 2006    Temat postu:
 
- Dziwne to zbiegi przypadków: większość mieszkańców Lossehelin nie pamięta swojej przeszłości albo przynajmniej stara się o niej zapomnieć...
<powiedziała, patrząc na trójkąt. Dopiero po chwili przeniosła wzrok na mężczyznę>
"Bo jest te kilka chwil szczęścia niezbędnych po to, by żyć"
<powiedziała w duchu na widok nieschodzącego uśmiechu z jego twarzy. Również się uśmiechnęła - nie wiadomo, czy do niego, czy do swoich myśli>
Avell.
PostWysłany: Nie 17:41, 31 Gru 2006    Temat postu:
 
Odwzajemnił uśmiech - Nie przekroczyłaś granic, sai. I dzięki Ci za to. Owszem, jest to trójkąt. Potrafi różne sztuczki, mniejsze bądź większe, ale te pozostawię dla siebie. Może kiedyś pokażę. - Odczepił przedmiot po czym pokazał Makoto. - Szczerze powiedziawszy nie pamiętam nawet, skąd go mam. W ogóle niewiele pamiętam. Spojrzał w jej głębokie oczy i lekko się zarumienił, schował trójkąt. Gdy znów na nią spojrzał lekko czerwony kolor z jego twarzy znikł. Uśmiech pozostał. Mort lubił się uśmiechać. Takie małe chwile szczęścia. Życie składa się z takich małych chwil.
Makoto
PostWysłany: Nie 17:29, 31 Gru 2006    Temat postu:
 
<uśmiechnęła się, kiwnąwszy głową>
- Nie należę do osób, które zrażają się na dźwięk samego imienia czy pseudonimu... Nie będę Cię jednak zamęczać moimi poglądami ani, brońcie bogowie, filozofią egzystencjalną.
<uśmiechnęła się, po czym zerknęła na owy "dziwny przedmiot" u pasa mężczyzny>
- Jakby... Trójkąt?
<nie zdążyła ugryźć się w język>
- Wybacz, nie chciałam być wścibska...
Avell.
PostWysłany: Nie 17:11, 31 Gru 2006    Temat postu:
 
Odwzajemnił się szczerym, promiennym usmiechem.- Pozwól więc, że i ja przedstawię się moim pseudonimem, sai. Zwą mnie Wczorajsza Kapusta. Wiem, że nie brzmi to zachęcająco, ale nie zrażaj się, błagam. To przez to - Wskazuje na dziwny przedmiot wiszący przy pasku. Gdy celuje w nań palcem obiekt zaczyna lekko podrygiwać. - Uspokój się, Kir'eth. Przybysz uśmiecha się strapiony. - Wczorajsza Kapusta, eh.
Makoto
PostWysłany: Nie 17:02, 31 Gru 2006    Temat postu:
 
<Makoto uśmiechnęła się i wstała. Zdjęła kaptur z głowy, odsłaniając tym samym pogodną twarz młodej elfki o zawsze śmiejących się oczach>
- Erende vil aep Lossehelin.
<przywitała się>
- Mam szczerą nadzieję jednak, że zabawisz tutaj na dłużej. Ninde Isilra jestem, ale wszyscy mówią mi Makoto.
Avell.
PostWysłany: Nie 14:45, 31 Gru 2006    Temat postu:
 
Wolałbym na razie go nie wyjawiać, jeśli pozwolisz. Błagam o wybaczenie, sai. Nie mając pewności ile tu zabawię, nie chcę ryzykować. Pozwól mi się wpierw rozejrzeć.- Machinalnie sięgnął po trójkąt wiszący przy boku. - Jestem dobrej myśli... Oczy błyszczały mu szczerym błękitem. Uśmiechnął się, lecz widać było, że jest to uśmiech nieco wymuszony. Nie do końca rozumiał czemu ludzie tutaj podchodzą do niego z takim dziwnym dystansem...
Okimi
PostWysłany: Nie 14:31, 31 Gru 2006    Temat postu:
 
<z za drzew wyszła turkusowa dziewczyna. Wymierzyła nowego podjrzliwym jak i dziwnym wzrokiem>
-Ohayo.
<powiedziała niezbyt entuzjastycznie (^^")>
-Można by poznać imie nieznajomego?
Avell.
PostWysłany: Nie 13:39, 31 Gru 2006    Temat postu:
 
- Dzięki Ci, sai. - Uśmiechnął się. Podszedł do śnieżnobiałej postaci po czym przystawił pięść do czoła w geście powitania. Nie przyglądał się, uszanował to, że nie chciała pokazać twarzy. Rozumiał to aż zbyt dobrze.
Makoto
PostWysłany: Nie 11:59, 31 Gru 2006    Temat postu:
 
- Tłoczno się robi ostatnimi czasy w Lossehelin.
<na kamieniu nieopodal siedziała postać w śnieżnobiałym płaszczu. Mimo wszelkich starań mężczyzna nie zdołał jednak dojrzeć jej twarzy, którą skrywał biały kaptur. Postać nie odwróciła się w stronę przybysza; wydawało się, że całą swoją uwagę poświęciła teraz swojej magicznej lasce>
- Tłoczno się robi w Lossehelin. Aczkolwiek, to bardzo dobrze.
<powtórzyła>
- Witamy w naszych skromnych progach.
Avell.
PostWysłany: Nie 2:30, 31 Gru 2006    Temat postu: Mort
 
Imie: Mort
Nazwisko: Vek'lor
Pseudonim artystyczny: Wczorajsza Kapusta (jak większość pseudonimów i ten ma swoją krótką, acz zabawną historię. Skąd się wziął? Cóż, po występach zazwyczaj bardów obdarowywuje się prezentami. Jego też nie ominął ten jakże miły obrzadek. Dostał paroma kapustami po czym zemdlał. Od celnego uderzanie w skroń. Albo zapachu.)
Rasa: Człowiek. Czystej krwi.
Klasa:Łotrzyk/bard
Wiek:25
Historyja:Był ciepły, letni wieczór. Cykady jak zwykle w tak piękną porę roku odbywały stosunki na drzewach, świerszcze udawały, że je to nie obchodzi, starając się je zagłuszyć, zwracając na siebie tym samym uwagę nocnych drapieżników. Dzień jak co dzień. A raczej noc. A raczej okres przejściowy. W wioskach farmerzy po ciężkim tygodniu odpoczywali w karczmach. Szukając rozrywek, na które zony pozwalały im raz w tygodniu bardzo niechętnie podeszli do występu młodego barda, który jak los sprawił, przejazdem był tego wieczoru w owej wsi. Nie dziwota, gdyż z jego powodu odwołano występ kilkunastu młodych i skąpo ubranych tancerek specjalizujących się w orientalnych tańcach brzucha. Ich złote ozdoby mieniły się w blasku księżyca gdy opuszczały karczmę nieco zdziwione, że pani tego dobytku woli wystawić na scenę młodego fircyka aniżeli grupę ślicznych i ponętnych tancerek tak umiejętnie zajmujących się gośćmi płci męskiej, których zawsze jest najwięcej. Farmerzy również się dziwili. Powoli zapełniali salę zerkając od czasu do czasu na przystojnego i dobrze zbudowanego młodzieńca siedzącego w cieniu sali czekającego na swoje pięć minut. Światło z lamp rozbijało się leniwie w rozgrzanym powietrzu gdy praca ruszyła pełną parą. Sala wypełniła się smakowitymi zapachami pieczonych prosiąt, smażonych jeleni i innego mięcha, które każdy farmer potrzebuje do funkcjonowania. Sztućce zaczęły uderzać o siebie zaraz gdy ostatnia potrawa pojawiła się na ogromnym, drewnianym stole. Bez zaprzątania sobie głowy modlitwami do Bogów, którzy i tak nie interesują się życiem zwykłych ludzi. Uczta mijała jak każdego wieczoru. Paru ludzi wypiło za dużo, opuścili karczmę by załatwić swoje porachunki odnośnie koguta, który "chędożył matkę jednego z nich, po czym ulżył sobie na jej martwe ścierwo". Pewnie obudzą się jutro rano, nie zdając sobie sprawy, co tam w ogóle robią.
Wszystko było takie, jak zwykle. I wtedy wstał on, przybysz, bard, który miał dać dziś występ. Podszedł leniwym acz pewnym krokiem w stronę właścicielki przybytku po czym pocałował ją w usta robiąc to jednakże w specyficzny sposób, tak by nikt nie zauważył w jaki sposób dostał te robotę. Nie potrzebnie, gdyż i tak nikt nie zwrócił większej uwagi na to, że w ogóle wstał z miejsca. Wyjął z za pasa mały, metalowy przedmiot w kształcie trójkąta po czym uśmiechnął się do niego czule. Wyszedł na scenę i usiadł trzymając dziwny przedmiot, czekając aż farmerzy zakończą swój posiłek. Wtedy zaczęli śpiewać:

-Patrz, to prosie dorodne!
Czas juz je chapsnąć na dobre
objemy się jak zwierzęta
bo w głowie mało od święta!
A ten jeleń, jaki piękny
Czas już podrapać się w pięty
O rany, ale z nas debile
Cóż, tylko wsiowe paszkwile!


Mogliby stworzyć chórek, gdyby mieli trochę więcej pod tymi czuprynami...- pomyślał, gdy przestali. Wtedy przyszła jego kolej. Choć nigdy nie był przyjmowany ciepło, nie poddawał się. Był uparty. I było mu z tym dobrze. Uniósł się z krzesła i uśmiechnął się ciepło do publiczności. Jego głębokie, niebieskie oczy często pomagały mu z kobietami. Ale nie liczył na nie teraz, przy tych gburowatych osiłkach śpiewających idiotyczne przyśpiewki te oczy mogły mu tylko narobić kłopotów. Powoli uniósł lewą dłoń, w której tkwił trójkąt po czym dołączył drugą rękę w której tkwił mały, metalowy, przypominający rurkę przedmiot. Delikatnie uderzył nim w trójkąt, co wprawiło go w drgania. Czysty dźwięk uniósł się po sali, ludzie pełni podziwu spoglądali na niego, nie wiedząc jak zareagować. I wtedy zaczęło się to, co zaczynało się zawsze w takich momentach. Mort zaczął uderzać w nań z całych sił. Fala dźwięków, która zaczęła się wydobywać u połowy ludzi spowodowała odruchy wymiotne, jedni przewracali się, inni biegali w kółko nie wiedząc gdzie schować uszy, gdyby je sobie wyrwali. Wszyscy jak jeden mąż zaczęli rzucać w bohatera tym, co mieli pod ręką, w tym wypadku była to głównie rzepa. Mort uchylił się zręcznie przed pierwszymi, lecz nie mógł zdradzić swojej wyćwiczonej zręczności, dał się trafić kilku po czym wycofał się w kierunku drzwi. Gdy otworzył stare, drewniane wrota i wybiegł na zewnątrz sala się uspokoiła. Chłopi gratulowali sobie nawzajem tego, jak poradzili sobie z nietypową sytuacją. Bard rozglądał się na zewnątrz wiedząc, że teraz musi już tylko poczekać kilka godzin, aż chłopi upiją się z tego szczęścia do końca. Wtedy wejdzie do środka i opróżni pare sakiewek. Złota nigdy za dużo. Zwłaszcza, jeśli jest się złodziejem...

Następny przystanek - Lossehelin. Tym razem jednak mam wrażenie, że zostane tam dłużej...- pomyślał Mort czając się w kryjówce.


Nieopodal pewien zasmarkany mężczyzna gonił postawnego typa ubranego w coś, co do złudzenia przypominało worek na ziemniaki, krzycząc coś o chędożonym kogucie...


Umiejętności: Lekko starpiony Mort odpowiada - Ja... umiem grać na trójkącie.


Aktualny Ekwipunek: Na pierwszy rzut oka Mort nie ma przy sobie zbyt wiele rzeczy. I jest to wrażenie jak najbardziej prawdziwe. Zawsze ma przy sobie cztery sztylety, po jednym w każdym rękawie oraz cholewach butów. Poza nimi ma także trójkąt do grania i ubranie, które każdy widzi. Pod czarnym płaszczem zwykła skórzana zbroja, szyja owinięta czarną ścierką, gdyż zawsze podobały mu się ubrania skrytobójców. Lekki plecak, w którym znajdują się oszczędności oraz racje żywnościowe na kilka dni. I tyle. Nie warto go okradać...

Zwierzaki i chowańce: Kiedyś miał czarnego wilka. Wołał go Kiba. Już go nie ma. Od tamtej pory nie chce nowych zwierząt. Na razie.

Powered by phpBB © 2004 phpBB Group